Ja i Yerba Mate
Moją przygodę z Yerba Mate zaczęłam kilka lat temu. Zaczęło się od wizyty u przyjaciół. Tam pierwszy raz skosztowałam tego magicznego naparu. Dlaczego magicznego ? Choć w smaku mocna i gorzka dodaje sił, chęci i energii na cały dzień.
Pewnego dnia postanowiłam spróbować swoich sił w tym temacie. Od najlepszego na świecie męża dostałam w prezencie urodzinowym swój pierwszy zestaw. Bambusową piękną tykwę z piękną bombillą oraz kilka saszetek tego magicznego suszu. Mąż nie pije yerby... Ma w sobie tyle wrodzonej siły i energii, że gdyby zaczął pić to chyba by latał. Hihi już sobie to wyobrażam. Nie pije i dobrze, więcej dla mnie.
Miałam długą przymusowa przerwę w piciu yerby ze względu na ciążę. Swoją drogą doczekałam się dwójki cudownych dzieci z ogromnym zapasem energii. Właśnie dzięki nim piję Yerba Mate niemal każdego dnia. Codzienne parzenie yerby stało się wręcz moim rytuałem. Nie wyobrażam sobie dnia bez tego naparu...smak stał się już całkiem przyjemny. Im bardziej gorzki i mocny tym lepiej. Uwielbiam gatunki z domieszką guarany...oj tak wtedy czuję moc. Uzbierałam już niezłą kolekcję akcesoriów i już zastanawiam się nad nowymi gadżetami.
Moim zamiłowaniem do yerby zarażam wszystkich znajomych i przyjaciół, oczywiście z powodzeniem. Nawet przyłapałam męża na wypijaniu mojej yerby. Śmiało mogę powiedzieć, że picie yerby to nie tylko kosztowanie nowych smaków ale to nowy, zdrowszy styl życia. Czuję się wyśmienicie, mam całą masę energii do tego stopnia, że nawet przy dwójce małych dzieci mam siłę pójść na siłownię i zrobić porządny trening. Po treningu również sił wystarcza na resztę domowych obowiązków.
Na ostatnich zakupach kiedy jak w amoku wybierałam kolejną yerbę, koleżanka patrzyła na mnie z niedowierzaniem jak na jakąś wariatkę na wyprzedaży butów. Powiedziała wtedy: „Aga chyba oszalałaś - wydałaś kupę kasy na herbatę”. Mogłam odpowiedzieć tylko w jeden sposób: „jestem po prostu poyerbana”